Przestrzeń publiczną miast można podzielić na tereny zamknięte i otwarte (zob.: Wallis 1990; Carmona i in. 2008; Bierwiaczonek, Nawrocki 2012). Do tych pierwszych zaliczamy różnego rodzaju miejsca publiczne (galerie, urzędy, instytucje), nawet jeśli w sensie własności są to obiekty w prywatnym zarządzie, zaś do tych drugich – miejskie place, promenady, bulwary, nabrzeża i oczywiście tereny zieleni. Przestrzenie publiczne (a więc także tereny zieleni) pełnią szereg społecznych i miastotwórczych funkcji (Lofland [1998] 2007; Wallis 1977), natomiast zieleń jako element swego rodzaju „wyposażenia” przestrzeni innych niż parkowe pomaga w pełnieniu swoich funkcji miejskim placom czy nawet ulicom.
Z tymi założeniami przystąpiliśmy do naszych badań, których rezultaty można poznać dzięki lekturze dwóch publikacji OPM IRMiR – jedna poświęcona była jakości inwestycji realizowanych w przestrzeni publicznej (po roku 2015), druga zaś dotyczyła stanu i jakości zieleni miejskiej. Łącznie na potrzeby obu publikacji odwiedziliśmy 22 miasta różnej wielkości i o różnym statusie. Znalazły się wśród nich zarówno miasta największe (Warszawa, Kraków, Wrocław), jak i te zupełnie małe, będące „satelitami” ośrodków wojewódzkich (jak Łęczna koło Lublina czy Siechnice pod Wrocławiem).
Samorządy realizują różne wizje zagospodarowania przestrzeni, z mniej lub bardziej satysfakcjonującym skutkiem. Oczywiście miasta nie działają w próżni administracyjnej i legislacyjnej – konteksty te z jednej strony umożliwiają, a z drugiej określają (albo nawet krępują) ruchy samorządów. Niniejsze podsumowanie opieramy na wnioskach wyprowadzonych z obserwacji poczynionych w ramach wizyt studyjnych, zderzonych następnie z opiniami i perspektywą samorządowców odpowiedzialnych za realizację badanych inwestycji.
Jednym z głównych wyzwań bywają ramy czasowe projektów – zarówno w kontekście zwiększania nakładów finansowych w przypadku opóźnień, jak i konieczności szybkiego wydatkowania (zwłaszcza w przypadku środków zewnętrznych). Samorządy często również zapominają, że nieprzepuszczalne powierzchnie, mimo że stosunkowo tanie w utrzymaniu, mogą przekładać się na problemy, które trzeba później rozwiązywać znacznie większym nakładem kosztów – z kolei zieleń, mimo dużych pierwotnych nakładów i kosztów utrzymania, w dłuższej perspektywie przynosi mieszkańcom korzyści w znacznie szerszym zakresie.
Kolejne wyzwanie w przypadku planów wprowadzenia zieleni to deficyt dostępnych terenów – wynikający z tego, że przestrzeń publiczna jest już zaaranżowana (wystarczająco nasycona małą architekturą i elementami infrastruktury) lub z z niejasnej sytuacji prawnej danego obszaru, w tym związanej z infrastrukturą podziemną.
Powściągliwość w realizacji projektów bardziej oryginalnych czy uwzględniających większy udział zieleni tłumaczona była z reguły skomplikowaną lub nierozpoznaną sytuacją związaną z infrastrukturą podziemną, decyzją konserwatora zabytków co do dopuszczalnego zakresu ingerencji czy docelowym jej przeznaczeniem. W kreowaniu zielonego oblicza miasta przeszkodę stanowią również potencjalne koszty późniejszego utrzymania zieleni.
Argumenty te w jakimś sensie tłumaczą, dlaczego nie udały się nowe nasadzenia, ale wprost nie wyjaśniają, dlaczego miasta, które posiadały zielone rynki, zdecydowały się na wycięcie istniejących drzew czy zieleńców i zastąpienie ich granitowymi płytami.
Obydwa zagadnienia łączy również pełzający „dyskurs betonozy”, który w pewnym momencie niemal paraliżująco zadziałał na włodarzy miast – sami tego doświadczyliśmy, nie pytając o betonozę wprost, a otrzymując obficie do niej nawiązujące odpowiedzi. Czasem słaba jakość przestrzeni publicznych to wynik wieloletnich zaniedbań, ale niekiedy problemem jest realizacja nieprzemyślanego pomysłu lub uleganie krótkotrwałym modom na określony sposób zagospodarowania terenu, wykorzystanie małej architektury lub błękitno-zielonej infrastruktury. W każdym razie betonoza, która – nie da się ukryć – stała się swego rodzaju etykietą, którą opatrywano inwestycje po często jedynie powierzchownym zapoznaniu się z okolicznościami jej realizacji, w istocie jest „produktem końcowym” napięć pomiędzy oczekiwaniami mieszkańców, dążeniami samorządów i zasobami, którymi samorząd dysponuje (przestrzennymi i ludzkimi).
Wnioski z badań nad tym, czym jest betonoza, w wybranych przez nas do studiów miastach prowadzą nas dokładnie w linii prostej do przyjętych założeń – istotna jest wielofunkcyjność i wymienność przestrzeni.
Monofunkcyjność w miejskim centrum nigdy nie jest dobrym rozwiązaniem: czy chodzi o targowisko, czy węzeł komunikacyjny albo teren zieleni, należy zapewnić maksymalne nasycenie obszaru różnymi jakościami, które, w zależności od potrzeb, zmieniających się warunków atmosferycznych i innych czynników, będą zawsze do dyspozycji mieszkańców. Odpowiedzią może tu być odpowiednie skomunikowanie lub zastosowanie triangulacji przy wyposażaniu terenu zieleni w meble miejskie – ławka, kosz na śmieci i źródło światła razem „pracują” na efekt dostępności i dospołeczności.
Wymienność z kolei oznacza, że jeżeli już jakiś teren musi mieć jedną funkcję, która uniemożliwia zapewnienie odpowiedniego wysycenia zielenią – na przykład organizacji imprez czy wydarzeń o randze lokalnej lub państwowej – to mieszkańcy niejako „w zamian” mają możliwość dostępu do zieleni i ławek w bezpośrednim sąsiedztwie, ale wciąż w obszarze reprezentacyjnego centrum.
Zaniedbanie odpowiedniego zagospodarowania przestrzeni uwzględniającego zieleń i rozwiązania pozwalające retencjonować wodę niesie ze sobą wiele skutków: począwszy od bardzo prozaicznego – niezadowolenia z przestrzeni, jej funkcjonalności, poziomu komfortu wynikającego z przebywania w niej, aż po długoterminowe – jak spadek odporności miasta (rezyliencja) na coraz częściej występujące zjawiska ekstremalne, w tym wzmacnianie się efektu miejskiej wyspy ciepła, a co za tym idzie kumulację niekorzystnych efektów zdrowotnych.
Odpowiedzią nie są jednak twarde rekomendacje określające zwiększenie powierzchni zielonych o określony procent. W dobie popularności paradygmatu miasta zwartego i efektywnego energetycznie oraz transportowo właściwsze jest raczej wzbogacanie obszaru zurbanizowanego o umiejętnie ukierunkowaną zieleń niż „zalesianie” w reprezentacyjnych przestrzeniach miejskich. Oznacza to konieczność zwrócenia się ku rozwiązaniom opartym na przyrodzie (ang. nature-based solutions) i wykorzystywania potencjału błękitno-zielonej infrastruktury czy zielonej akupunktury.
Niestety, w rozmowach o wyzwaniach wymieniano też czynniki, które dziś stanowią niemal kanon zarzutów, jak niska świadomość mieszkańców, braki kadrowe i merytoryczne decydentów. To grozi sprowadzeniem dyskusji na manowce wiecznie aktualnej tezy o „edukowaniu” mieszkańców i wsparciu finansowym samorządów pragnących być bardziej aktywnymi, niż wymagają tego od nich ramy ustawowe.
Na tym jednak nie koniec – z badań prezentowanych w naszych raportach wynika, że niewiele miast deklaruje posiadanie odpowiednich dokumentów mogących stanowić podstawę lub wsparcie w procesie wprowadzania zmian. Mowa tu m.in. o standardach zagospodarowania przestrzeni publicznych czy dokumentach wspierających działania w zakresie BZI. Dobrą praktyką powtarzaną przez włodarzy miast jest szeroko rozumiana partycypacja, rozpoznanie i włączanie wszystkich interesariuszy w tworzenie miejsca, z którego będą korzystać. Dyskusja nad sensem i znaczeniem partycypacji trwa w Polsce od dawna, ale nasze badania ujawniają, że mimo pewnego „zmęczenia materiału” identyfikacja i zaangażowanie wszystkich typów interesariuszy w proces decyzyjny wciąż są istotnymi ścieżkami pozwalającymi na kreowanie przestrzeni miejskich zgodnych z wizją i przeznaczeniem, a do tego oryginalnych i odpowiadających na możliwie szeroki katalog potrzeb mieszkańców i samorządu.
Samorządy powinny stosować koncepcję projektowania perspektywicznego, nie skupiać się na tymczasowych trendach, a korzystać z dobrych praktyk. Może w tym pomóc choćby wykorzystanie prototypowania, które bez dużych obciążeń po stronie miasta pozwala na przetestowanie wielu rozwiązań.
Kształtowanie przestrzeni miejskich z uwzględnieniem zieleni powinno stanowić integralną część polityki rozwoju miasta. Pomocne w tym może być przygotowanie spójnej koncepcji, która już na poziomie strategii rozwoju gminy oraz studium uwarunkowań i kierunków przestrzennego zagospodarowania wytyczałaby kierunek działań i dzięki temu pełniła rolę „karty przetargowej” przy współpracy z konserwatorem zabytków oraz innymi interesariuszami.
Autorzy: Aleksandra Mróz, Paweł Pistelok, Agata Warchalska-Troll
Linki do raportów:
Rynki, place i deptaki – jakość inwestycji w przestrzeni publicznej po 2015 roku
Zieleń w centrach polskich miast. Stan, funkcje i wyzwania
Pomocna literatura:
Bierwiaczonek K., Nawrocki T., 2012, Teoretyczne spojrzenie na przestrzeń publiczną, [w:] K. Bierwiaczonek, B. Lewicka, T. Nawrocki, Rynki, malle i cmentarze. Przestrzeń publiczna miast śląskich w ujęciu socjologicznym, Wydawnictwo Nomos, Kraków, 23−63.
Carmona M., De Magalhaes C., Hammond L., 2008, Public Space. The Management Dimension, Routledge, Taylor and Francis Group, Londyn–Nowy Jork.
Lofland L.H., [1998] 2007, The Public Realm. Exploring the City’s Quintessential Social Territory, Aldine Transaction, Londyn.
Wallis A., 1977, Miasto i przestrzeń, PWN, Warszawa.
Wallis A., 1990, Socjologia przestrzeni, Niezależna Oficyna Wydawnicza, Warszawa.
Dodaj komentarz