Bogna Świątkowska: Jak należy dzisiaj rozumieć rozwój? Czym on ma być?
Jerzy Hausner: Rozwój to zmiana społeczna, która stwarza różnego rodzaju aktorom społecznym dodatkowe, nowe możliwości działania. Jest to zmiana, która wiąże się zarówno ze sposobem widzenia świata społecznego, jak i ze sposobem uczestniczenia w nim. A zarazem jest to zmiana korzystna. Jeśli te dwie rzeczy idą w parze, wtedy jestem gotów mówić o rozwoju. Nie twierdzę, że każda zmiana jest rozwojem, bo może być też regresywna, może ograniczać możliwości działania różnych aktorów. Akcentując, że chodzi o zmianę społeczną, nie chcę powiedzieć, że nie ma ona atrybutów materialnych – ma, ale nie one są rozstrzygające. Kluczowe jest to, czy aktorzy mają możliwość wykorzystania tych zasobów materialnych, które albo istniały, albo pojawiają się w wyniku dokonującej się zmiany. Jeśli nie mają takiej możliwości, to to, że taka zmiana zaszła, jeszcze nie jest rozwojem.
Interesujące wydaje się napięcie pomiędzy postępem – czy też tym, co jest postrzegane jako postęp – a faktycznym znaczeniem rozwoju. Te słowa nie stoją tak blisko siebie, jak by się mogło wydawać.
Nie używam pojęcia „postęp”, ponieważ implikuje ono istnienie jakiegoś wzorca. Tym pojęciem może się posługiwać ktoś, kto uważa, że wie, jak świat powinien się zmieniać i jak ma wyglądać. Osobne pytanie: czy ktoś taki może wpływać na to, aby świat się zmieniał w dany sposób?
Ktoś, kto posługuje się pojęciem postępu, określa, co jest rzekomo dobre dla świata – postęp jest bowiem zmianą, która do czegoś zmierza. Unikam tego pojęcia, ponieważ uważam, że nie jest tak, że świat zmierza w jakimś z góry określonym kierunku. Rozwój jest dla mnie wypadkową oddziaływania wielu aktorów. Jeśli ich nie ma, jeśli nie dysponują w sposób niezależny od siebie różnego rodzaju zasobami albo jeśli nie mają do nich dostępu, to ta zmiana się nie dokonuje. Unikam pojęcia „postęp”, ponieważ ono implikuje jakiś rodzaj wiedzy i władzy, który wydaje mi się niebezpieczny. Oznacza chęć zapanowania nad światem. Rozumiem, że są ludzie, którzy przyjmują pewien punkt widzenia, i nie pozbawiam ich tego prawa. Warto jednak zadać pytanie, czy oni mają prawo narzucać ten punkt widzenia innym, czy też raczej powinni respektować ich autonomię. Unikam więc pojęcia „postęp”, gdyż implikuje ono pewnego rodzaju zagrożenia. Pojęcie rozwoju też ma konotację normatywną, ale nie pozwala mi (albo komuś innemu) przypisywać sobie tego rodzaju uprawnień czy kompetencji.
Silnie akcentuje pan także wątek zbiorowości, wielości, która jest niezbędna do rozwoju.
Różnorodności.
Jakie znaczenie ma różnorodność podmiotów, które przyczyniają się do nadania rozwojowi kierunku?
Kiedy myślę o rozwoju, najważniejszą rzeczą jest to, czy dokonuje się proces, który określam jako upodmiotowienie. Posługuję się pojęciem „aktor społeczny”, ale nie chcę przez to powiedzieć, że wszyscy aktorzy są upodmiotowieni. Upodmiotowienie nie oznacza, że ja komuś nadaję jakiś status – oznacza natomiast, że ktoś staje się podmiotem, czyli zyskuje szczególną zdolność działania. Sedno tej zdolności tkwi w tym, czy dany aktor potrafi określać trajektorię swojego rozwoju, swojej przemiany, doskonalenia – obojętne jak to nazwiemy, bo każde doskonalenie jest rodzajem przemiany. Każdy aktor, aby móc uzyskać taką zdolność, musi wchodzić w relacje z innymi. Jeśli ja uprzedmiotawiam innych aktorów, jeśli ich od siebie uzależniam, to w istocie doprowadzam także do samouprzedmiotowienia.
Ale jak ten postulat upodmiotowienia zrealizować w mieście?
W bardzo prosty sposób. Jeśli na przykład działam z pozycji uniwersyteckiej i wydaje mi się, że coś jest ważne dla miasta, to mogę oddziaływać na to w pewnej roli, którą odgrywam. Nie musi ona być wąsko zdefiniowana – nie muszę się zamykać w swoim gabinecie, w Sali wykładowej ani w domu przy biurku i komputerze. Mogę wychodzić, rozmawiać z ludźmi, przekonywać ich, nawiązywać z nimi dialog itd.
Ale jeśli działam z pozycji uniwersyteckiej, to znaczy, że w tym procesie jestem generatorem wiedzy – nie jedynym, ale przede wszystkim taka jest moja funkcja. Moje zadanie polega na dostarczaniu narzędzi analitycznych i konceptów interpretacyjnych. Jeśli jednak chcę zmienić moje miasto, nie mogę robić tego sam. Nawet gdyby było to działanie pośrednie, i tak ktoś musi być jego odbiorcą, przyjąć ten punkt widzenia, zastosować się do moich rekomendacji. Mogę czynić to pośrednio, publikując albo nauczając, albo bezpośrednio, wchodząc z kimś w relacje i mówiąc: „Zróbmy coś razem”. Jako przedstawiciel uniwersytetu wchodzę w dziesiątki relacji. Uruchamiam wiele przedsięwzięć na przykład w obszarze kultury. Robię to, gdyż uważam, że to jest ważne dla budowania środowiska, w którym funkcjonuję, ale także dla kształtowania moich studentów. To działa w obie strony, nie jest wsobne: raczej się wymieniam, niż zabieram. Oczywiście ktoś powie, że to za mało. Trzeba jeszcze więcej, trzeba współdziałać z władzami miasta, z biznesem, ze szkołami średnimi. To wszystko też staram się robić.
Próbuję robić to, co potrafię, i określać, czego konkretnie mi brakuje. Coś potrafię, więc to oferuję, a jeśli czegoś nie potrafię i uważam, że jest mi to potrzebne, aby móc robić więcej, to staram się to pozyskać od tych, którzy to mają i chcą ze mną współdziałać. Wchodzę zatem w relacje z innymi aktorami, którzy albo coś potrafią, albo są tym zainteresowani, albo razem możemy to wytworzyć. W ten sposób kształtuję zmianę. Ona oczywiście nie jest dokładnie taka, jak ją sobie wyobraziłem. Ale jednocześnie w pewien sposób na nią wpływam, nadaję jej kierunek. To mnie zmienia i daje nowe możliwości oddziaływania.
Jaka jest rola – czy też pozycja – samorządu lokalnego w procesie rozwoju?
Samorząd, tak jak każdy podmiot dysponujący zasobami związanymi z formalną władzą publiczną, odgrywa podwójną rolę. Po pierwsze jest jednym z uczestników procesu zmiany, a po drugie może tworzyć dlań ogólniejsze warunki. Po pierwsze te, które związane są z infrastrukturą materialną. W zależności od tego, jak samorząd ją traktuje, może umożliwiać lub utrudniać funkcjonowanie aktorom społecznym. Może na przykład kształtować taki układ komunikacyjny, który sprzyja spotykaniu się, prowadzeniu dialogu i wspólnemu działaniu. Może też, budując taki a nie inny układ komunikacyjny, utrudniać aktorom współpracę.
Ale chodzi nie tylko o infrastrukturę, lecz także o działania o charakterze regulacyjnym oraz kulturowym w szerokim sensie, czyli takie, które budują pewne imaginarium miejskie – wyobrażenia o tym, jakie to ma być miasto. Samorząd pełni więc podwójną funkcję, zarówno jako uczestnik procesów rozwojowych, jak i ten, kto tworzy warunki dla działań aktorów. Ta druga funkcja jest równie ważna, jeśli nie wręcz ważniejsza. Chcę wyraźnie podkreślić, że samorząd powinien odgrywać obie te role: być uczestnikiem procesów, a z drugiej strony tworzyć warunki, by takie procesy zachodziły spontanicznie. Samorząd działa poprzez swoich przedstawicieli. Nie musi to być prezydent, burmistrz czy rada – równie dobrze mogą to być różne jednostki miejskie i ich przedstawiciele. W ten sposób samorząd zdobywa wiedzę, która później pozwala działać na płaszczyźnie ogólniejszej, czyli tworzyć szeroko rozumiane warunki dla działań innych aktorów.
Wprowadza pan ważny termin: „spirala rozwoju”. Podkreśla pan, że rozwojowa okrężność nie jest pętlą, nie ma charakteru obiegu zamkniętego. Jest spiralą i dopiero zobaczenie rozwoju w takiej konfiguracji przestrzennej daje pojęcie o tym, jak moglibyśmy korzystać zarówno z zasobów, jak i możliwości, jakie daje miasto.
Po pierwsze zauważmy, że są różnego rodzaju ruchy i różnego rodzaju zmiany – także o charakterze oscylacyjnym. Dzień zamienia się z nocą i jest to ruch po pętli: następstwo, które się powtarza. Wiele zmian ma charakter oscylacyjny lub prawie oscylacyjny. Oczywiście to nie jest rozwój, gdyż ten oznacza zmianę, która ma charakter nieodwracalny: nie możemy wrócić do punktu, w którym byliśmy, bo zmiana zachodzi w naszych umysłach, w naszym postępowaniu i relacjach. W przeciwnym razie nie ma rozwoju. Jeśli mamy na myśli takie zmiany – a uważam, że są one szczególnie istotne, co nie znaczy, że neguję zmiany bardziej funkcjonalne, dostosowawcze, które nie muszą implikować tak głęboko rozumianej zmiany społecznej – to oczywiście są one wypadkową działania różnych mechanizmów i aktorów. W tym sensie nie są do końca programowalne.
Można jednak tworzyć warunki, żeby ci aktorzy wymieniali zasoby, żeby się kontaktowali, spółdziałali, wzajemnie się rozumieli, budowali wspólne wyobrażenie i wspólną przestrzeń znaczeniową, wzajemnie się uczyli. W takich warunkach zachodzi zmiana rozwojowa. Ma ona charakter spirali – nie dokonuje się po linii prostej, zmierzającej do jakiegoś punktu. Raczej zmierza w jakimś kierunku, a my po drodze często orientujemy się, że musimy dokonać pewnej modyfikacji.
Dokonując zmiany, często uruchamiamy siły, które równoważą to, co dotychczas dominowało. Na przykład w tej chwili w naszych miastach widać silną dominację zmian materialnych infrastrukturalnych w stosunku do zmian społecznych i widzimy, że nasze miasta są nadmiernie stechnicyzowane. To, co miało nam służyć, w istocie wcale nam nie służy. Szukamy więc drogi odwrotu, choćby poprzez zmniejszenie roli prywatnej komunikacji i rozwijanie innych form – rozbudowę komunikacji publicznej czy tworzenie przestrzeni, gdzie ludzie mogą chodzić i się spotykać. To znaczy, że działamy na zasadzie wyważenia. Jeśli widzimy, że zmiany modernizacyjne pogłębiły problemy związane z jakością życia, to uruchamiamy przeciwdziałanie. Staramy się zwracać uwagę na jakość życia. Oczywiście to spowoduje, że obrawszy nowy kierunek, za chwilę zorientujemy się, że napotykamy nowe kłopoty i znów będziemy musieli się zastanowić, jak im przeciwdziałać. Rozwiązując jedne problemy, wytwarzamy kolejne.
Ale jeżeli ma to być rozwój, to idąc mimo wszystko w górę, stwarzając nowe możliwości działania, będziemy w pewnym momencie wracali do tego punktu, w którym byliśmy, choć na wyższym poziomie. Nagle zorientujemy się, że ponieważ zaczęliśmy inaczej myśleć i działać, brakuje nam jakichś elementów. Będziemy musieli zwrócić uwagę na inny typ infrastruktury: może już nie na komunikację samochodową, ale na jakieś inne elementy. To można przewidywać, ale nie można tego z góry zaprojektować. Można przewidywać, że w konsekwencji jakichś działań pojawi się coś, co będzie wymuszało nie powrót do punktu wyjścia, ale ruch w przeciwną stronę, kolejną zmianę. W tym sensie ilustruje to figura spirali. Tym bardziej, że w przypadku miasta zawsze bazujemy na tym, co już istnieje, na naszym dziedzictwie. Nie zaczynamy budować miasta od zera – wymyślamy je na nowo w przestrzeni, która już jest dana. Sięgamy do tego, co jest, po to, by stworzyć to, co nowe.
Wywiad pochodzi z publikacji podsumowującej I Forum Rozwoju Miast, które odbyło się w dniach 6-7 grudnia 2017 roku w Poznaniu:
Miasto dla mieszkańców/ mieszkańcy dla miasta.
Obywatelski wymiar strategicznego zarządzania miastem
Jerzy Hausner – profesor nauk ekonomicznych, profesor zwyczajny, pracownik Katedry Administracji Publicznej Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie (Wydział Gospodarki i Administracji Publicznej UEK), społeczny Pełnomocnik Rektora ds. Kultury i Sportu. Członek Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego. Członek Rady Polityki Pieniężnej (2010–2016) i Komitetu Nauk Ekonomicznych PAN. Od 2015 roku członek Polskiego Komitetu do spraw UNESCO, przewodniczący Rady Programowej Open Eyes Economy Summit. Otrzymał Nagrodę Kisiela.
[ezcol_1fifth] [/ezcol_1fifth][ezcol_3fifth]
[/ezcol_3fifth][ezcol_1fifth_end] [/ezcol_1fifth_end]