OPM
1608.2017

Konfliktowa turystyka

  • Piotr Salata-Kochanowski
  • Wywiad

Wbrew pozorom turystyka nie jest kurą, która znosi tylko „złote jaja”, wiele państw i regionów na świecie już się o tym wcześniej przekonało – mówi dr hab. Mirosław Mika.


Gdy pojawiają się pierwsi turyści, to się cieszymy. Jednak w pewnym momencie pojawia się konflikt.

Konflikt rozumiany jako sprzeczność w sposobach użytkowania przestrzeni i realizacji celów pomiędzy różnymi grupami społecznymi. Taki „konflikt” nie zawsze jednak przeradza się w protest społeczny. Gdy mówimy o turystyce, możemy wskazać na dwa rodzaje napięć: w relacji mieszkańcy – turyści oraz „wewnątrz” turystyki – pomiędzy turystami. Dobrą ilustracją takich napięć w rozwoju turystyki jest dziś Barcelona, gdzie wyraźnie zaczyna brakować przestrzeni dla turystów. To właśnie miejska przestrzeń staje się niejako „naturalnym regulatorem” liczby turystów. Kraków powoli zbliża się do takiego momentu.

Jak szybko?

Liczba turystów w Krakowie w sezonie letnim zaczyna już przybliżać się do granic pojemności recepcyjnej miasta. Trudno jest mi sobie wyobrazić dalszy, skokowy przyrost liczby turystów w Krakowie. System recepcyjny miasta stałby się wówczas „niewydolny” z punktu widzenia wielkości oraz poziomu usług gastronomicznych i noclegowych. Przeludniona turystami przestrzeń miasta stałaby się mniej atrakcyjna, ucierpiałby wizerunek Krakowa. W przypadku Krakowa jednym z kluczowych regulatorów wielkości turystyki jest przepustowość lotniska (Kraków Airport). Jeżeli tutaj się coś nie zmieni, to nie musimy obawiać się znacznie większej liczby odwiedzających.

Jak samorządy mogą wpływać na rozwój turystyki?

Wachlarz możliwych działań oraz instrumentów jest potencjalnie szeroki. Bardzo trudno jest jednak sterować rozwojem turystyki, szczególnie w miastach. Pełna kontrola nad kierunkiem rozwoju turystyki jest możliwa wyłącznie w warunkach, gdzie występuje ścisła regulacja prawna użytkowania przestrzeni, czyli np. na obszarach chronionych.

Ale co w sytuacjach, gdy centrum miasta przestaje być dla mieszkańców? Zamiast sąsiada mamy hotel lub hostel.

Fakt, że w Krakowie czy w innych miastach historycznych przybywa hoteli przede wszystkim w ścisłym centrum należy uznać jako prawidłowość w rozwoju. Taki model lokalizacji jest właściwy dla miast historycznych. Przykładowo, gdyby w Krakowie rozwinęło się city (dzielnica biznesowa), to hotele byłyby lokalizowane dodatkowo pomiędzy nią a częścią historyczną. Turyści chcą przebywać w zabytkowych układach przestrzennych o wartościach historycznych. Dlatego nie należy się dziwić czy też oczekiwać, że w Krakowie będzie inaczej.

Przecież miasto ma narzędzia do regulacji. Może m.in. wydawać zgodę na budowę hoteli, rekomendować czy też zachęcać do inwestycji w konkretnych lokalizacjach.

Kilka lat temu mieliśmy na ten temat rozmowę w Urzędzie Miasta Krakowa. O ile dobrze pamiętam, były nawet próby wskazywania lokalizacji inwestycji hotelowych w kierunku Nowej Huty. Brakuje jednak czynników, które pozwoliłyby zainteresować inwestorów Nową Hutą. Aby to się udało, miasto musiałoby wprowadzić poważne „zachęty” dla inwestorów, np. podatkowe.  W dużych miastach o wyborze lokalizacji dla inwestycji w bazę noclegową decydują głównie regulatory rynkowe. Miasto ma dość ograniczone możliwości działania.

Rozmawiając o Kazimierzu, często pojawia się obawa, aby nie podzielił on losu Starego Miasta. Co z nim będzie?

Dobrze pamiętam Kazimierz sprzed wielu lat i widzę zachodzący proces zmian. Kazimierz jest integralnym i nieodłącznym elementem atrakcyjności turystycznej Krakowa. Myśląc o aktywizacji turystycznej tej dzielnicy, można postawić pytanie, dlaczego tak znaczne środki finansowe, które napływają do miasta wraz z turystami, nie przyczyniły się do jeszcze głębszych zmian modernizacyjnych Kazimierza. I tutaj pojawia się kolejne ważne pytanie: ile pieniędzy z turystyki zostaje w Krakowie, a ile wypływa poza miasto?

Myślę, że znaczna część dochodów wypływa z miasta. Jest to zagadnienie trudne do zbadania – z różnych względów, niemniej kwestia ta nie pozostaje poza uwagą środowiska naukowego. Myślę, że warto, aby  władze miasta podjęły kroki w kierunku rozpoznania i oceny kierunku przepływów wydatków turystycznych.

Na czym polega wspomniany wypływ środków finansowych w turystyce?

Przykładowo: właściciel obiektu noclegowego płaci w mieście określone prawem podatki, ponosi koszty pracy itd., ale – jeśli nie jest zainteresowany kolejnymi inwestycjami w Krakowie – wypracowany dochód z działalności turystycznej przeznacza na inne cele poza miastem. W tym miejscu pojawia się kolejne pytanie: na ile mieszkańcy Krakowa są włączeni w łańcuch korzyści ekonomicznych z rozwoju turystyki? Raport Małopolskiej Organizacji Turystycznej mówi o ponad  5 miliardach złotych, które napływają rocznie z turystami do Krakowa. Jak w większym stopniu zatrzymać te pieniądze? Co zrobić, aby miasto w większym zakresie i trwale partycypowało w korzyściach z turystyki.

Wydaje mi się, że – z punktu widzenia władz miasta – stajemy w obliczu rozstrzygnięcia dylematu: czy tworzyć mechanizmy regulacyjne, aby kierować część środków finansowych pochodzących z turystyki na rzecz rozwiązywania określonych problemów społecznych i przestrzennych miasta, czy też pozostawić mechanizmom rynkowym i samoregulacyjnym proces ekonomicznego oddziaływania turystyki na jego sferę społeczną i infrastrukturalną.

Problem ten dotyczy nie tylko Krakowa, ale także innych polskich i zagranicznych ośrodków turystycznych. Wbrew pozorom turystyka nie jest kurą, która znosi tylko „złote jaja” (jeśli w ogóle takie znosi), wiele państw i regionów na świecie już się o tym wcześniej przekonało.

Niektóre miasta, jak Amsterdam i Kopenhaga, wprowadzają nowe podejście do turystyki. Chodzi m.in. o ukierunkowanie turystyki w stronę rozwoju relacji między mieszkańcami a odwiedzającymi. Czy także polskie samorządy powinny pójść w tym kierunku?

Już od lat 80. XX w. wiele mówi się o rozwoju takich form turystyki, które są uważane za  alternatywne wobec silnie skomercjalizowanej turystyki masowej. Współcześnie szeroko dyskutuje się i propaguje tzw. wolne podróżowanie – slow tourism. W przypadku Krakowa mamy do czynienia z typowym modelem masowej turystyki komercyjnej, choć taka sytuacja nie wyklucza rozwoju tzw. alternatywnych form ruchu turystycznego, np. zwiedzania miasta poza „utartymi szlakami”, czy wdrażania programów budowania relacji między mieszkańcami a gośćmi. Takie propozycje zapewne znajdą zainteresowanie odbiorców. Turyści cenią sobie autentyczność. Tak zwane „wolne podróżowanie” może być wartościową propozycją jako model rozwoju turystyki w małych miastach i na terenach wiejskich.

Czy polskie miasta powinny odpowiadać na rosnącą popularność takich platform jak Airbnb?

To jest niezwykle ciekawe i dynamiczne zjawisko. W latach 2007-2008 w ramach prowadzonych przez nasz Zakład badań na zlecenie UMK zinwentaryzowaliśmy w Krakowie kilkadziesiąt lokalizacji apartamentów turystycznych w formie mieszkań na wynajem dla turystów. Obecnie mamy w mieście dobrze rozwinięty rynek tego typu usług, w dodatku niekontrolowany. Niektóre miasta w Europie Zachodniej stopniowo próbują rozwiązywać lub regulować zjawisko współdzielenia w sferze wynajmu mieszkań dla turystów, np. Berlin. Za tego typu działalnością kryje się bowiem zjawisko szarej strefy. Obawiam się, że w Polsce próby wprowadzenia prawnych ograniczeń udostępniania prywatnych zasobów mieszkaniowych na cele turystyczne nie powiodą się. Jesteśmy społeczeństwem indywidualistycznym i „opornym” w poddawaniu się regulacji. Dlatego w miastach będą funkcjonowały dwa systemy recepcyjne, które zresztą w turystyce zawsze występowały – formalny i nieformalny, przy czym ten „nieformalny” będzie rozwinięty w większym zakresie.

Tylko teraz mówimy o innej skali.

Tak, skali dostosowanej do wielkości popytu turystycznego. Dopóki będą wolne zasoby mieszkaniowe i będzie się opłacało przeznaczać lokale mieszkaniowe na cele turystyczne, to zjawisko współdzielenia mieszkań będzie się rozwijało.

Czyli nie robimy nic?

Aby podejmować jakiekolwiek działania musimy wiedzieć znacznie więcej o zjawisku udostępniania indywidualnych zasobów mieszkaniowych w Krakowie na cele turystyczne. Dziś nasza wiedza na ten temat jest wciąż ograniczona i niewystarczająca.

Czy w obliczu wydarzeń na świecie, m.in. w Europie Zachodniej i w krajach muzułmańskich, można się spodziewać większego ruchu turystycznego w Polsce w najbliższych latach? Powinniśmy się jakoś do tego przygotować?

Utrzymująca się sytuacja zagrożenia bezpieczeństwa osób na międzynarodowym rynku turystycznym sprawia, że Polska staje się atrakcyjna, także dla gości zagranicznych. Ubiegły rok (2016) był wyjątkowy pod względem wielkości ruchu w turystyce krajowej. Wielu moich rozmówców – przedsiębiorców turystycznych – potwierdzało, że liczba turystów w polskich ośrodkach turystycznych była niespotykanie wysoka. Można się oczywiście cieszyć z takiego obrotu sprawy, niemniej jednak łatwo było zauważyć, że w wielu polskich miejscowościach turystycznych system recepcyjny był przeciążony liczbą odwiedzających. Niestety przepustowość dróg, dostępność miejsc noclegowych i gastronomicznych w wielu miejscach w naszym kraju nie jest dostosowana do tak znacznego zapotrzebowania ze strony ruchu turystycznego, szczególnie w sezonie letnim.

Pytanie na koniec. Często Pan korzysta z centrum? 

W lecie rzadko. To jest przestrzeń dla turystów.


dr hab. Mirosław Mika – kierownik Zakładu Gospodarki Turystycznej i Uzdrowiskowej w Instytucie Geografii i Gospodarki Przestrzennej na Uniwersytecie Jagiellońskim. W swoich zainteresowaniach naukowo-badawczych zajmuje się problematyką rozwoju i funkcjonowania miejscowości turystycznych, ze szczególnym uwzględnieniem miast i obszarów górskich. Redaktor naukowy monografii pt. ,,Kraków jako ośrodek turystyczny„.


kongres-polityki-miejskiej

 

Możliwość komentowania została wyłączona.